niedziela, 9 marca 2014

Historie z życia wzięte....

Historia pierwsza

Dzień Kobiet. Matka dostała od swoich mężczyzn kwiaty. Piękny bukiet róż. Matka pomyślała- ale jak one na tym stole będą się prezentować? Taki bałagan wokół! Wysprzątam sobie mieszkanie. A co! Kto mi zabroni? Moje święto, więc mogę robić co chcę! I wara mi od mopa! Mój ci on! I poodkurzam jedną ręką, bo na drugiej Dzieć uwieszony, bo odkurzacz= potwór. I szafki powycieram, by Dzieć za minutę mokrymi od śliny paluszkami pięknie je pomazał. Tak, lubię być Syzyfem! Nieeeee, Dzieć plątający się pod nogami absolutnie mi nie przeszkadza!
Następnego dnia w sieciowym sklepie dla dzieci m.in. z zabawkami, oczom Matki ukazuje się zabawkowy mop, miotła, wiadro, wszystko na wózku, elegancko, i ściereczka sobie wisi, i niby buteleczka jakiegoś detergentu leży. I wszystko w kolorze...RÓŻOWYM! 

Historia druga

Tak było:
"Nie, nie Teuszku, tego nie wolno. To lampa, jak ją przewrócisz to zrobisz sobie krzywdę!"
"Nie wolno kochanie drapać krzeseł. Materiał się zniszczy."
"Nie ruszaj Teuszku komórki/ pilota/ ładowarki. To nie są zabawki."

Tak będzie:
"Oooo zobacz co tu mam ciekawego!"
"Teuszku a może chcesz się tym pobawić? Zobacz jaką kolorowa piłka!"
"Teo, chodź poszukam dla ciebie czegoś fajnego do zabawy. Ooo tamburyn! Podoba ci się?"

Większa mobilność dziecka nie może powodować, że słyszy ono : nie to, nie tamto, nie sramto. Chcę szukać alternatywy. Szczególnie dla sramto.

Historia trzecia

Dzieć bawi się na dywanie. Nieopodal czujne oko Matki. Nagle Dzieć przybiera pozycję do czworakowania i wykonuje kilka "kroków". Matka drze się: "T. paaaaaaaaaaaaaatrz!!!!!!". T. zdezorientowany podnieceniem w głosie Matki biegnie i patrzy. Siedzi Teo zdziwiony o co tyle hałasu. I nawet się Dzieć nie zorientował, że raczkować zaczął.


Historia czwarta

Wieczór. Po całym dniu zakupów ( zakończonych fiaskiem- stąd i humor Matki średni), entuzjastycznym kibicowaniu Matki i Teusza na meczu koszykówki, w którym grał T. ( jakoś dwa metry wzrostu trzeba spożytkować)- Matka ma dwie godziny dla siebie. Na basen może jechać się rehabilitować, co by swoje słodkie 13kg mogła w końcu znosić po schodach. I jedzie z drżeniem serca, bo T. ma Młodego do snu ukołysać. Pidżamka przygotowana, wszystko wyjaśnione- tam witaminki, tu kaszka, potem mycie ząbków. T. kiwa głową, wszystko wie. Matka wsiada w swoje rodzinne auto na gaz i rura. Radio full, śpiewa co tchu w płucach. To bardziej relaksujące niż basen.
Wraca. Cisza. Teo śpi. Ale jak? Zasnął? Bez cycusia? Bez mamusi? Ale jak?
Matka chodzi po mieszkaniu, miejsca sobie znaleźć nie może. I bije się z myślami. " Oj matka krążysz po grząskim gruncie matki- despotki. Uciekaj stąd póki możesz!".
I poszła przytulić się do T.


*Wszelka zbieżność imion i wydarzeń zupełnie nieprzypadkowa


2 komentarze:

  1. A jednak nasi mężowi potrafią więcej niż nam się wydaje :D Jakie to wszystko pokręcone...niby brakuje nam czasami tchu...a myśl o spędzonym czasie tylko z samą sobą napawa dzikim uczuciem szaleństwa... kiedy jednak ta chwila już nadchodzi tęsknota za naszymi bobaskami wygrywa z naszymi rozterkami i tęsknotą za ciszą :) dziwne...ale najpiękniejsze uczucie na świecie:)Zawsze kiedy wspominam o tym znajomym, które nie mają dzieci to następuje taka chwila ciszy...no bo niby o co mi chodzi? z jednej strony chce czasu dla siebie z drugiej tęsknię za H. Jak to wyjaśnić? Przecież mój świat nie jest już pusty...nie jestem w nim sama. Mój świat to K. i H. więc tęsknię kiedy nie ma ich w pobliżu. O! :)

    OdpowiedzUsuń