wtorek, 11 marca 2014

Migawka


Wczoraj odwiedziłam z Teuszem moją koleżankę i jej o 12 dni starszą od Młodego córeczkę.
Wyjechaliśmy po 8, wróciliśmy po 17.
Rozmowy przeplatały się ze śniadaniem, zabawą dzieci, spacerem, napadami śmiechu aż do łez, drzemką maluchów, obiadem i kawką. Nic dziwnego, że czas mijał szybko. Za szybko.
Myślę, że powinniśmy przekonać naszych mężów do wspólnego zamieszkania. Matki razem zajmowałyby się domem, dzieci razem by się bawiły a wieczorem wszyscy przy jednym stole wymienialibyśmy się wrażeniami z dnia. Wizja piękną choć całkowicie nierealna. A szkoda ;)

W weekend byliśmy na zakupach w centrum handlowym. Nienawidzę robić tego mojemu dziecku. Latać z nim po sklepach zamiast po parku. Ale kiedyś te zakupy trzeba zrobić a cudowna instytucja pt. " dziadkowie" oddalona jest o ponad 300km. Także nie było wyjścia.
Nie cierpię galerii handlowych. Istnieje jakaś dziwna moda na to, by sklepy były "ekslusive". Te, które takie faktycznie są i tak znajdują się poza zasięgiem mojego portfela. Te które nie są, coraz lepiej udają, przez co ja czuję się w nich coraz gorzej. Jakby zaraz po przekroczeniu progu sklepu ta błyszcząca podłoga krzyczała- "idź stąd w tych niemodnych butach pamiętających czasy studenckie!", równiusieńko poustawiane wieszaki wołają- " nie ma tu miejsca dla matki z wózkiem! i tak nie znajdziesz rozmiaru XL...o ile byś się zmieściła!", wystylizowane ekspedientki nawet nie zatrzymują na mnie wzroku, nie wyglądam na potencjalną klientkę, na moim koncie bankowym jest za mało zer.
Staję się coraz większą fanką zakupów przez internet.

Teo znalazł sobie nową zabawę. Gdy ja leżę na naszej "zielonej łączce" ( kiedyś pokażę skąd ta nazwa), Teusz wspina się na mnie, odkrywa mój brzuch i kładzie na nim głowę tudzież robi "pierdziochy". Warto było hodować zatem "galaretę", by pierworodny miał taki fun. Dziś nawet w celu uzupełniania zasobów pochłonęłam całą (!) czekoladę. Kolejne moje uzależnienie. Mea culpa.

Teusz próbuje wstawać. Uparcie chwyta się stolika, kanapy, mnie, wszystkiego co ma w zasięgu ręki i wydaje się w miarę stabilne- i wstaje. Coś czuje, że za długo nie poraczkuje. A nawet nie zdążył się dobrze rozkręcić.

T. coraz lepiej idzie usypianie Młodego. Czyżby wielkimi krokami zbliżał się dzień, gdy będę miała wychodne?:) I to takie całonocne? Ojj pobansowałoby się...A tu się karnawał skończył! Jak na złość!

Dziś pierwszy raz od prawie dwóch miesięcy wybrałam się sama na spacer z Teuszem. Moje plecy podołały temu nie lada wyzwaniu. Mam tylko nadzieję, że jutro nie będą domagały się rehabilitacji i szczególnego traktowania, bo czuć już wiosnę w powietrzu a to zawsze wprowadza mnie w świetny humor a z miłą chęcią miałaby jutro dobry humor.

Plan B- ta piosenka, też wprawia mnie w zadowolenie i przypomina za jak wiele rzeczy jestem wdzięczna. A co Wy macie przed oczami, gdy ją słyszycie?





3 komentarze:

  1. Cóż to był za piękny dzień ...:)perspektywa wspólnych kolacji wciąż krąży mi po głowie ;) Razem z Hanusią dziękujemy za odwiedziny i wyczekujemy z utęsknieniem kolejnych :) Czujemy się oczywiście zobowiązane do odwiedzin Teuszka i Jego wspaniałych rodziców :) M.K.H. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszamy i czekamy:) jak Ci jednak K. wyjedzie w interesach to się z Teuszem wprowadzamy:) T. będzie na weekendy wpadał;) ok?:)

      Usuń
  2. Jestem ZA :) choć wolałabym żeby K. został z nami :) :p

    OdpowiedzUsuń